Witajcie, kochani! Przychodzę dziś do Was z recenzją
„Horyzontu” Jakuba Małeckiego. Uprzedzam, że jest to opinia pisana zaraz po
przeczytaniu, pod wpływem ogromnych emocji, ale może właśnie takie są
najlepsze?
„Horyzont” jest pierwszą powieścią autora, po jaką miałam
okazję sięgnąć. Nieraz zastanawiałam się, jakie są książki tego pisarza, skoro
ludzie tak bardzo je zachwalają, co w nich widzą, ale dopiero wygrana w
konkursie
@kryminalnatalerzu dała mi możliwość zapoznania się z twórczością
Jakuba Małeckiego.
Na początku przyznam, że miałam już do czynienia z
literaturą piękną, pisaną w podobnym stylu do Jakuba Małeckiego, ale zawsze
bałam się je recenzować, gdyż nie wiedziałam, czy zrobię to dobrze. W tym
przypadku też tego nie wiem, ale mam nadzieję, że podołam. Zresztą – nie chcę
tej powieści rozkładać na części pierwsze, chcę Was do niej zachęcić. Tylko
tyle i aż tyle.
Przechodząc do samej powieści – „Horyzont” to historia
dwójki bohaterów. Maniek i Zuza mieszkają w jednym bloku, drzwi w drzwi, na
warszawskim Mokotowie. Maniek, czyli Mariusz Małecki, to emerytowany żołnierz,
który powrócił z Afganistanu z ogromnym bagażem doświadczeń, żółwiem oraz zespołem
stresu pourazowego. Obecnie próbuje napisać książkę o swoich przeżyciach, która
ma podziałać na niego terapeutycznie, jednak mężczyzna nie może wydobyć z
siebie ani jednego słowa. Zuza jest młodą kobietą, która straciła matkę i
podejmuje próbę usamodzielnienia się. Czuwa nad chorą babcią, która coraz
częściej oddala się myślami od rzeczywistości, a przy okazji próbuje odkryć
rodzinną tajemnicę, na która natknęła się zupełnie niespodziewanie. Zuza i
Maniek to dwie bardzo rożne osoby, nic ich nie powinno łączyć, a jednak scala
ich więcej, niż nam się wydaje.
„Horyzont” złapał mnie za serce, rozkochał, w międzyczasie
je ranił, żeby na koniec podeptać je ciężkimi, żołnierskimi buciorami w rytm
mojego głośnego szlochu. To jedno zdanie powinno wystarczyć jako moja
rekomendacja. Ale ja chcę Wam powiedzieć jeszcze coś. Ta książka jest cholernie
dobra, ot co! Wiecie co przede wszystkim w niej znajdziecie? Emocje! Emocje
wszelkiego rodzaju. Znajdziecie tu przede wszystkim smutek, strach, bezradność
emerytowanego sapera, który nie potrafi pogodzić się z wieloma wydarzeniami ze
swojego życia, który skrywa poważną, wstydliwą tajemnicę, którego po nocach
dręczą koszmary. Jest tutaj mnóstwo przemyśleń, próba odszukania samego siebie,
ułożenia sobie życia w nowym świecie, w którym nikt tak naprawdę nie zrozumie
żołnierza wracającego z misji. W „Horyzoncie” przeczytacie o odkrywaniu
rodzinnej tajemnicy, która może zaważyć na życiu młodej kobiety, o próbie
samobójczej, o walce z własnymi demonami, o konsekwencjach nieprzemyślanych
decyzji, o ratowaniu własnego życia, o podążaniu za miłością wbrew wszystkiemu.
Znajdziecie tutaj to wszystko wraz z niewielką dozą humoru i zapewniam –
będziecie płakać, tak samo jak ja płakałam, czytając kilka ostatnich
rozdziałów.
Kochani, przedstawiam Wam „Horyzont” – książkę, która jest
największym dylematem czytelnika, książkę, która jest tak dobra, że chciałoby
się jak najszybciej poznać zakończenie i jednocześnie chciałoby się czytać ją
jak najdłużej, książkę która skłania do przemyśleń i to nie byle jakich,
książkę, która wyciska łzy! Kochani „Horyzont” to najlepsze książkę, jaką
przeczytałam w tym roku!
Wpadajcie na
www.czytampierwszy.pl !